
06 kw. Paryż po taniości i niezmienie zachwycający, czyli historia babskiego weekendu
Jeśli czasem zdarza Wam się nudzić w Luksemburgu podczas weekendu (tak, wiem, wiem, jest to trudne do wyobrażenia!), to polecam serdecznie weekend w Paryżu.
Pewnie wydaje się większości, że to droga wycieczka, ale dzisiejszy wpis dedykuje wszystkim tym, którzy lubią planować z wyprzedzeniem i jednocześnie nie wydawać zbyt dużo pieniędzy. Być może ten artykuł będzie mniej przydatny dla wszystkich niecierpliwych duszyczek, które chcą mieć wszystko natychmiast. Niemniej, ja śmiem twierdzić, że dobry plan to podstawa, a na Paryż warto poczekać!
Zatem do dzieła! Po pierwsze wybierzcie z kim chcecie pojechać do francuskiej stolicy. Może razem z mężem lub partnerem i wtedy romantyczny weekend może być niezwykle miłym prezentem urodzinowym dla ukochanego. A może babski wypad z fajnymi koleżankami albo najlepszymi przyjaciółkami? Jedna i druga wersja może być wspaniała! Ten artykuł jest o weekendzie w gronie jedynie kobiecym.
Disclaimer: jednocześnie ten artykuł niestety nie dotyczy wyjazdu do Paryża z dziećmi, gdyż – co prawda aktywności dla dzieci nie brakuje w Paryżu – ale ja zwyczajnie nie mam na ten temat wiedzy, póki co!
Gdy już wiecie z kim chcecie wybrać się do Paryża, zacznijcie od rezerwacji biletu na pociąg TGV oraz hotelu/apartamentu. Najszybciej do Paryża dostać się z Luksemburga pociągiem TGV – co do tego nie ma watpliwości! Nam się udało zarezerwować bilety w niskich cenach na 3 miesiące wcześniej. I taki przedział czasowy jest najlepszy, jeśli chodzi o ceny. Możecie znaleźć bilety już nawet od 50 EUR (w obie strony). Np. już teraz można nabyć bilety na miesiące letnie na portalu www.voyages-sncf.com. Promocyjne ceny zaczynają się już nawet od 44 EUR! Sprawdźcie sami tutaj!
W kwestii noclegu polecam 2 portale, gdzie można znaleźć świetne noclegi w bardzo dobrych cenach: www.booking.com oraz www.airbnb.com. Pamiętajcie, by oprócz ceny zwrócić uwagę na lokalizację! Warto szukać miejsca w 1, 7 lub 8 dzielnicy (Arrondissement). Tym sposobem będziecie mieć blisko do wiekszości najciekawszych zabytków, dotrzeć do nich będziecie mogli na piechotę (omijając konieczność nabywania relatywnie drogich biletów na komunikację publiczną), podziwiając przy okazji urokliwe uliczki z mnóstwem pięknych zabytków po drodze. O spalonych kaloriach podczas wielogodzinnych spacerów nawet nie wspominam, gdyż to oczywiste!
Wieczorem polecam korzystać jednak z transportu bardziej zorganizowanego. Najlepszym sposobem na przemieszczanie się po Paryżu poźnym wieczorem (ale też w ciągu dnia, gdy plan macie napięty) jest Uber (www.uber.com). Uber jest aplikacją dostępną na każdym smartfonie, usługa ta jest tańsza od tradycyjnej taksówki. Wystarczy ściągnąć aplikację na swój telefon, założyć swój profil i zarejestrować numer wybranej karty kredytowej. Za każdym razem kiedy rezerwujesz przejazd, robisz to bezpośrednio w aplikacji wskazując miejsce startu i punkt docelowy. Kierowca przyjedzie po Was na wskazany adres. Od tej chwili po prostu wsiadacie do samochodu, dojeżdżacie na miejsce i na koniec wysiadacie mówiac ‘Merci’ oraz ‘Au revoir’ nie martwiąc się o płatność, gdyż wasza karta kredytowa jest automatycznie obciążana należnością za przejazd. Jeśli jedziecie w grupie, możecie od razu podzielić płatność między sobą, pod warunkiem, że każda z osób jest zarejestrowana w Uberze (jest to jedna z funkcjonalności aplikacji), a jesli nie, po prostu rozliczycie się potem, bo do historii przejazdów macie dostęp w każdej chwili. Pamiętajcie, by mieć włączony roaming, gdyż bez dostępu do Internetu nie będziecie mogli korzystać z Ubera.
Naszą wycieczkę do Paryża rozpoczełyśmy w piątek wieczorem. Pociągi do Paryża odjeżdżają średnio co godzinę, więc spokojnie możecie zaplanować przyjazd po pracy w piątek. Podróż trwa nieco ponad 2h. Po zameldowaniu się w hotelu szybciutko znalazłyśmy małą restauracyjkę w pobliżu. O to nietrudno w Paryżu, gdyż każda uliczka posiada małą kafejkę, a lokale są zwykle otwarte do poźnych godzin nocnych.
Sobotni poranek najlepiej zacząć od doskonałego śniadania francuskiego niedaleko wybranej atrakcji paryskiej, od której chcecie rozpocząć zwiedzanie. My wybrałyśmy Montmartre oraz Bazylikę Sacre-Coeur. Dokładnie u stóp wzgórza znajduje się urokliwa kafejka o nazwie Le Ronsard. Obsługa tam jest niezwykle miła i uprzejma, bez problemu można porozumieć się także po angielsku, a naleśniki (les crêpes) oraz tosty z łososiem (Croque Saumon) jak również kawa są przepyszne!
Jeśli chcecie zwiedzić Bazylike, warto wybrać się tam w miarę wcześnie, gdyż już około południa zaczyna się robić tłoczno, a kolejka do wejścia jest długa na minimum 30 min oczekiwania. Dlatego w takim przypadku dobrym pomysłem jest skorzystanie właśnie z Ubera.
Spod Sacre-Coeur rozpoczełyśmy nasz spacer w kierunku dzielnicy Le Marais: raj dla osób poszukujących oryginalnych ubrań, w paryskim stylu, ale w przystępnych cenach. Uważajcie jednak na Rue de Faubourg Saint-Martin. Tam znajdziecie salon fryzjerski na każdym kroku, ale to raczej teren społeczności afrykanskich. Jeśli szukacie przygód z dreszczykiem to adres dla was. Jeśli wolicie chill out i wycieczkę bez niespodzianek, to raczej omijajcie to miejsce. My szybko skręciłyśmy w boczną ulicę, by dostać się na kolejną równoległą, ale już bezpieczniejszą: Boulevard de Magenta.
Le Marais to dzielnica urokliwych małych uliczek, zielonych skwerów oraz niezliczonej ilości butików. Klucząc tymi uliczkami przeszłyśmy obok Centre Pompidou. Wokół Centrum znajduje się mnóstwo kafejek i barów, które o każdej porze są pełne ludzi. Warto się tam zatrzymać na chwilę i nacieszyć oko kolorami i różnorodnością klimatów. Dochodząc przez Rue des Archives do Rue de Rivoli, nie zapomnijcie zajrzeć na patio Archiwów Narodowych oraz na dziedziniec domu Chanel (na tej samej ulicy). Rue de Rivoli to główna ulica Le Marais, mekka hippsterów, świątynia zakupoholików oraz przy okazji lokalizacja Hotel de Ville. Przed zakupowym szaleństwem polecam zajrzeć w miejsce, gdzie podobno serwują najlepszy falafel w Paryzu: L’As du Fallafel, a przynajmniej tak mówił mi znajomy Francuz pochodzenia algierskiego. Wprawdzie tym razem tam nie dotarłyśmy, ale byłam tam osobiście pare miesięcy wcześniej i zapewniam, że smak falafela pozostanie z wami na długo!
Rue de Rivoli prowadzi wprost pod Luwr, ale sam Luwr to temat na całodniową wycieczkę po muzeum. Tym razem ten punkt programu odpuściłyśmy (właściwszy, gdy pogoda nie dopisuje). My za to postanowiłyśmy odwiedzić Les Caves du Louvre, gdzie w piwnicach kosztowałyśmy wina białe, różowe i czerwone, jak również mogłyśmy poznać historię wina, geografię win francuskich, a także otrzymać pamiątkową butelkę stołowego wina (białego lub czerwonego) z naklejką z naszym zdjęciem zrobionym w trakcie wycieczki (w specjalnym photo box). Zwiedzanie piwnicy z winami w całości trwa do 2 godzin.
Po przejściu ok 8-9 km na piechotę oraz testowaniu win, wszystkie ogromnie zgłodniałyśmy. Czas był najwyższy, by wybrać się na porządną francuską kolację. My wybrałyśmy restauracje Le Brebant, specjalizującą się w owocach morza. Ceny posiłków nie rożnią się zbytnio tutaj od przeciętnych cen w restauracjach luksemburskich, zatem nie będziecie zaskoczeni. W szczególności polecam doskonałe ostygi i absolutnie niezrównane ślimaki XXL po burgundzku z masłem, czosnkiem i pietruszką! Do owoców morza idealnie nadaje się butelka białego wina Chardonnay. Jeśli chcecie odwiedzić to miejsce, warto zarezerwować stolik co najmniej dzień wcześniej. Zwłaszcza, jeśli planujecie kolację w wiekszym gronie. Lokal jest wprawdzie duży, ale dość popularny i zapełnia się bardzo szybko wieczorem.
Sobotni wieczór nie może zakończyć się jedynie na kolacji! Znajomi Paryżanie polskiego pochodzenia w szczególności polecają odwiedzić nabrzeża Sekwany przy moście Aleksandra Trzeciego. Są tam 3 lokale, które warto odwiedzić: Rosa Bonheur sur Seine, Flow oraz Faust. Dwa pierwsze to barki przycumowane do nabrzeża, z okolic których rozciąga się wspaniały widok na oświetloną wieżę Eiffla (co godzinę skąpana w feerii migoczących świateł) z jednej strony oraz Paris Eye oświetlony barwami flagi francuskiej z drugiej strony. Ten pierwszy lokal pęka w szwach już od godz 22:00 i trzeba czekać w kolejce na wejście. Minusem jego może być tlok oraz spora liczba osób palących, ale plusem jest bardzo miła muzyka, idealna do tańca oraz przystępne ceny. Ten drugi ma spokojniejszą atmosferę, bardziej na swobodną rozmowę przy drinku. Ten trzeci otwiera swoje podwoje dopiero o połnocy, posiada 2 osobne sale. W jednej z nich można usiąść z przyjaciółmi na drinka, w drugiej wraz z otwarciem lokalu rozpoczyna się dyskoteka, a parkiet dość szybko się zaludnia. Ciekawą propozycją drinka jest np. francuski Pastis: wódka Ouzo z lodem i wodą. Wieczór zakończyłyśmy w środku nocy zamawiając Ubera spod mostu. Wróciłyśmy do hotelu totalnie wyczerpane, ale całkowicie usatysfakcjonowane każdą godziną spędzoną na mieście.
Niedziela to taki dzień, kiedy chce się nie robić zbyt dużo. Zwłaszcza nie planujcie zbyt wielu aktywności, gdy pociąg powrotny zaplanowany jest na popołudnie.
My wybrałyśmy piknik pod Wieżą Eiffla! Spod hotelu w okolicach Luwru wybrałyśmy się na piechotę pod Wieżę. Po drodze odwiedziłyśmy piękne Ogrody Tuilleries. Spacer przez park w blasku promieni słonecznych to najlepszy sposób na rozpoczęcie dnia. Przeszłyśmy przez most na drugą stronę Sekwany, po drodze zaliczając małą sesję fotograficzną z Wieżą Eiffla w tle, aż dotarłyśmy do stacji metra École Militaire, przy której znajduje się otwarty w niedzielę supermarket Carrefour. Tu zaopatrzyłyśmy się we wszystkie niezbędne produkty: sery, pieczywo, pastę z pomidorów suszonych, wędlinę, pomidorki cherry, marchewki, croissanty, słodkie babeczki z bakaliami oraz cydr, sok i wodę. Z tego miejsca do Pól Marsowych jest już niezwykle blisko. Rozłożyłyśmy koc oraz swetry, kurtki pod samą Wieżą, niedaleko nieczynnej fontanny. Z tego miejsca widok na Wieżę jest idealny. Tam spędziłyśmy większość dnia, jedząc francuskie sery, popijając cydr i rozkoszując się słoneczną pogodą.
Jeszcze chwilę przed wyjazdem przespacerowałyśmy od Pont d’Iéna do mostu Aleksandra Trzeciego, spod którego złapałyśmy taksówkę i zmierzałyśmy już w kierunku Gare de l’Est, skąd odjeżdżają wszystkie pociągi do Luksemburga.
Nie byłoby w tej końcówce podróży niczego specjalnego gdyby nie fakt, że taksówkarzem okazał się być starszy pan pochodzenia chińskiego lub wietnamskiego, który nie dość, że nie rozumiał dobrze francuskiego, o angielskim nawet nie wspominając, to jeszcze nie znał miasta, nie miał nawigacji, a gdy pokazałam mu drogę dojazdu do hotelu (po nasze bagaże) to wyciągnął lupę (tak, to była lupa powiekszająca!!!). Zdjęte strachem próbowałyśmy opanować sytuację mając jedynie 40 minut do odjazdu pociągu. Ostatecznie nić porozumienia nawiazałam z kierowcą poprzez kombinację podstawowych słów francuskich w rodzaju ‘à gauche’ oraz ‘à droite’ oraz sygnałów ręcznych. Pod hotelem porzuciłyśmy taksówkę, zamówiłyśmy kolejną w hotelu modląc się o to, by jednak zdążyć na pociąg. Udało się niemalże w ostatniej minucie!
Kompletnie wyczerpane ale totalnie spełnione wyjechałyśmy z Paryża obiecując sobie, że następnym razem w programie weekendu musi znaleźć się wizyta w Moulin Rouge lub Operze.
P.S. Specjalne podziękowania dla Karoliny Smaga, Polki mieszkającej w Paryżu, która zaczarowała sobotnią noc i niedzielę w taki sposób, że już nie możemy się doczekać powrotu do Paryża!!