
04 lip Podróżowanie z dziećmi – dlaczego warto?
Dziś przeprowadzę wywiad ze wspaniałą podróżującą mamą – Natalią Mińską, która opowie nam o podróżowaniu z dziećmi.
Kiedy spotkałam Natalię kilka lat temu w Bangkoku, już od pierwszej chwili wiedziałam, że poznałam osobę wyjątkową. Odważną, ciekawą świata, pełną niespożytej energii i poczucia humoru. Kobieta, która swoją pasją życia i odkrywania świata zaraża wszystkich wokół siebie J Wiele osób podziwia ją nie tylko za niesamowitą pogodę ducha, ale przede wszystkich za wspaniale przygody podczas licznych podróży.
O sobie mówi, iż jest lubiącą ludzi optymistką, otwartą na świat i nowości. W dobrym związku z Adamem. Ich pasją były i są podróże, a pojawienie się dzieci – Emilki i Kajtka – nadało wspólnym wyjazdom nowy sens. Emilka urodziła się w grudniu 2012 roku, a Kajtuś prawie dokładnie dwa lata później. Jest entuzjastką świadomej kobiecości, rodzicielstwa bliskości, karmienia piersią i jogi, którą rozumie nie tylko jako ćwiczenia ciała, ale również, jako rodzaj życiowej postawy. Pragnie więcej dzieci.
Milena Farska: Natalia, Wasza lista zwiedzonych krajów jest imponująca. Czy możesz nam opowiedzieć coś więcej na ten temat?
Natalia Mińska: Przed urodzeniem dzieci staraliśmy się być jak najczęściej w drodze, do 2008 roku osobno, a potem już razem. Wspólnie odbyliśmy mnóstwo krótszych oraz dwa większe wyjazdy:
- młodzieńczą, 7-miesięczną autostopową podróż na wschód, której trasa wiodła z Poznania przez kraje Azji Centralnej i Azji Południowo-wschodniej, aż po daleką Australię, a także:
- szaloną podróż przez całą Europę i Afrykę Północno-Zachodnią aż do Burkina Faso i z powrotem, ich własnym Land Roverem Defenderem o imieniu Syberiusz.
Wraz z pojawieniem się dzieci nasz apetyt na podróżowanie wzrósł. Birma, Tajlandia, Namibia, Botswana, Malezja, Indonezja – lista odwiedzonych rodzinnie krajów jest długa, a chęci na kolejne wyjazdy wcale nie ubywa.
Odwiedzone kraje:
Przed dziećmi: USA, Islandia, Białoruś, Rosja, Uzbekistan, Tadżykistan, Kirgistan, Chiny, Laos, Tajlandia, Malezja, Indonezja, Kraje Europy Zachodniej, Maroko, Sahara Zachodnia, Mauretania, Mali, Burkina Faso.
Razem z dziećmi: prawie całe Bałkany, Tajlandia, Birma, Namibia, Botswana, Malezja, Indonezja.
Nasze przygody można śledzić na stronie: www.jaknajdalej.pl oraz naszym profilu na Facebooku: @jaknajdalejpl.
MF: Natalia, odwiedziliście już całą rodziną wiele niesamowitych miejsc, czy uważasz, że warto podróżować z dziećmi? Co można zyskać poprzez takie wyjazdy?
NM: Podróżowanie to nasz sposób na szczęście. To najcenniejszy, wspólnie spędzony czas, wspomnienia, historie i emocje, które budują naszą rodzinę. Oczywiście, naszym zdaniem podróżowanie z dziećmi ma najwyższą wartość i sens. Mamy w sobie ciekawość świata, a także otwartość na innych ludzi oraz na różne sytuacje i zdarzenia. Staramy się przekazać te cechy naszym dzieciom, bo uważamy, że są one bardzo przydatne w życiu. Podróżowanie to stan fizyczny i psychiczny, polegającym na ciągłym byciu w drodze. To zmieniające się krajobrazy, nowi ludzie i nowe doznania: kultura, jedzenie, języki. Wyjazdy dają nam szerszy obraz rzeczywistości, w której żyjemy oraz poczucie niezwykłości chwil, które wspólnie przeżywamy. Jako szczęśliwi ludzie jesteśmy jednocześnie szczęśliwymi rodzicami. Uważam, że szczęście osobiste to klucz do szczęścia rodzinnego, chociaż każdy z nas musi sam odnaleźć to, co tak naprawdę czyni go szczęśliwym, a jego życie pięknym.
MF: Jak się zaczęła Wasza przygoda z podróżami?
NM: Potrzeba podróżowania wynika chyba przede wszystkim z ciekawości, która kształtuje się w człowieku już od najmłodszych lat. A ja byłam dzieckiem bardzo odważnym i ciekawym świata. Interesowało mnie to, co jest za płotem, za murem, za rzeką. Ciągle poszerzałam swój obszar poznawania i w taki właśnie sposób doszłam do momentu, w którym zrozumiałam, że właściwie cały świat stoi przede mną otworem. Wystarczy tylko chcieć wyjść z domu.
Jest tyle miejsc, które chciałabym odwiedzić, pokazać dzieciom, doświadczyć!
W swoich pragnieniach nie jestem na szczęście osamotniona. Historia Adama jest bardzo podobna. Ciekawość świata zaszczepili w nim rodzice, którzy od najmłodszych lat brali go na spływy kajakowe i wycieczki górskie. Połączyła nas wspólna pasja i odwaga, żeby spełniać swoje marzenia. Żeby zarobić na pierwszą wspólną podróż, pojechaliśmy razem do Norwegii i pracowaliśmy w kurnikach. To były zabawny i pracowity czas. Kilka następnych miesięcy w drodze sprawiło, że dograliśmy się jako para.
Dziś jesteśmy już razem ponad osiem lat, mamy dwójkę dzieci i całkiem spory staż bycia razem w podróży. Adam jest jedyną osobą, z którą jestem w stanie spędzić tyle czasu. Jesteśmy przede wszystkim przyjaciółmi, a dopiero potem parą, małżeństwem i rodzicami. Zabawne, że nasz związek zaczął się od trochę przypadkowego spotkania w pubie. Od razu wiedziałam, że z tego będzie coś więcej.
MF: W jakim wieku była Emilka, kiedy wyruszyliście w pierwszą podróż?
NM: Pierwszy tydzień życia Emilki przypadał na okres okołoświąteczny. Byłam trochę przerażona, bo przez dobrych kilka dni po porodzie Adam planował naszą pierwszą wspólną podróż dookoła Morza Bałtyckiego. Patrzyłam na swoją maleńką córeczkę i nie potrafiłam wyobrazić sobie tego wyjazdu. Ale mijały miesiące, Emilka rosła i w końcu przyszedł czas, kiedy ruszyliśmy w drogę. Był to czerwiec, Emilka miała pięć i pół miesiąca, a kierunkiem, na jaki ostatecznie się zdecydowaliśmy, okazały się Bałkany.
Nasz pierwszy wspólny wyjazd wzbudził trochę kontrowersji wśród rodziny i znajomych. Pojawiły się zarzuty o brak odpowiedzialności, ale nie daliśmy się otoczeniu i zrealizowaliśmy swój plan. W drodze spędziliśmy 1,5 miesiąca. Emilka w tym czasie nauczyła się siedzieć i pełzać, miała też kontakt z pierwszym stałym pokarmem. Podróż miała charakter trampingowy, spaliśmy głównie w naszym aucie, sami gotowaliśmy i sami organizowaliśmy wszystkie atrakcje.
Wróciliśmy zachwyceni i z ważnym wnioskiem: kiedy urodzi się drugie dziecko, nie będziemy już czekać tak długo na pierwszą podróż. Bo im dziecko młodsze, tym łatwiejsze. Jest przy piersi, w chuście, potrzebuje jedynie fizycznej bliskości i szczęśliwych rodziców.
MF: Kiedy wyruszyliście w kolejną podróż już całą rodziną?
NM: Kajtuś miał 4,5 miesiąca, gdy spakowaliśmy go w nosidło i pojechaliśmy do Azji. Był bezproblemowym, wspaniałym kompanem podróży i dużo lepiej zniósł trudy wyjazdu niż jego siostra, będąca wówczas na etapie intensywnego buntu dwulatka.
Szczerze polecam podróże z niemowlakami, bo to chyba jedyna szansa w życiu rodzica, kiedy podczas rodzinnej podróży można trochę odpocząć. Nie trzeba myśleć o jedzeniu, bo dziecko jest przy piersi, wszystko jest prostsze i szybsze. Jestem ogromną zwolenniczką karmienia naturalnego, bo idea karmienia piersią doskonałe wpisuje się w nasz podróżniczy tryb życia, Emilkę karmiłam 21 miesięcy, Kajtusia wciąż karmię i widzę w tym same pozytywy.
Nasze doświadczenie z podróżowaniu z dziećmi dotyczy tylko małych dzieci, a one zmieniają się w tempie trudnym do ogarnięcia. Za każdym razem nas zaskakują i zmuszają do rewizji wcześniejszych założeń. Podróżowanie z dziećmi jest niezwykle intensywnym doświadczeniem. Ale lubimy je bardzo!
MF: Jedno z ważniejszych pytań, jakie zadają sobie rodzice odnośnie podróżowania z dziećmi brzmi: „W jaki sposób najlepiej przygotować się do wyjazdu?”
Natalia, czy możesz nam opowiedzieć, jak ten etap wygląda to u Was?
NM: Przede wszystkim zadajemy sobie pytanie: po co bierzemy dzieci w tę podróż? Kiedy już omówimy i spiszemy sobie odpowiedzi, łatwiej nam ogarnąć zaplecze techniczne wyjazdu. Oboje z Adamem mamy w sobie dużo zdrowego rozsądku, a to jest chyba podstawa do planowania wakacji z dziećmi.
Najważniejsze, żeby być przygotowanym na wiele różnych okoliczności. Przed wyjazdem zawsze wykupujemy dobre ubezpieczenie podróżne, pakujemy sporą apteczkę, myślimy o szczepieniach i ochronie przed owadami i słońcem.
Zresztą, przygotowania do wyjazdu nad Bałtyk nie różnią się aż tak bardzo od przygotowań na Azję.
Kwestie zdrowia i bezpieczeństwa dziecka są zawsze najważniejsze. Zawsze wybieramy też bezpieczne kierunki, miejsca bez malarii i innych poważnych zagrożeń. Warto pamiętać, że wszędzie na świecie są dzieci, i prawie wszędzie można dokupić potrzebne ubrania, buty i akcesoria. Nie warto chyba natomiast za bardzo się spinać i dążyć do perfekcji w przygotowaniach, bo na końcu najprawdopodobniej i tak okaże się, że czegoś zapomnieliśmy. Dzieci to chaos, nieprzywdziane sytuacje i zdarzenia. Najlepsza według nas strategia przetrwania to być elastycznym i mieć duże pokłady cierpliwości oraz poczucia humoru.
MF: Jaki szczepienia należy wykonać przed wyjazdem?
NM: Nasze dzieci szczepimy zgodnie z kalendarzem szczepień. Emilkę pierwszy raz zaszczepiliśmy dodatkowo, gdy skończyła dwa lata, tuż przed wyjazdem do Azji. Była to żółtaczka pokarmowa.
Dziś Emilka, jako 3,5-latka, ma także szczepienie przeciwko żółtej febrze. Ten sam zestaw zaaplikujemy Kajtusiowi przed najbliższą podróżą. W kwestii szczepień również jesteśmy zdroworozsądkowi. Wiemy, że żółtaczka pokarmowa czy żółta febra to powszechne choroby i korzystamy z możliwości uchronienia się przed nimi.
MF: Wiele rodziców ma obawy przed wyjazdem z dzieckiem do Azji. Jak to było z Wami?
NM: Zanim zabraliśmy Emilkę do Azji, sami spędziliśmy tam wiele miesięcy. Jechaliśmy w znane nam już klimaty i nie mieliśmy absolutnie żadnych wątpliwości, że to dobry kierunek na podróż z małym dzieckiem. Azja to jednak pojęcie bardzo pojemne. Trzeba wiedzieć, który kraj jest przyjazny i łatwy do podróżowania z dziećmi, a który może stanowić konkretne wyzwanie. Jest wiele mądrych blogów, w których rodzice dzielą się swoimi doświadczeniami. Według mnie to niezwykle cenne źródła informacji.
MF: Czy jest jakiś kraj, który jest szczególnie przyjazny dzieciom?
NM: Osobiście bardzo polecam Tajlandię, bo to kraj przyjemny do podróżowania, przepiękny, różnorodny i tani. Do tego służba zdrowia jest tam na wysokim poziomie, co dla większości rodziców ma ogromne znaczenie. Ogromną zaletą Tajlandii jest również znośny klimat, co różni ją na przykład od Malezji, gdzie tropikalne, bezlitosne temperatury dały nam nieźle popalić. Teraz wiemy, że to również istotny czynnik przy planowaniu wakacji.
MF: Azja Południowo-Wschodnia jest niesłychanie różnorodna. Jak przebiegała aklimatyzacja Waszych dzieci w Azji?
NM: Aklimatyzacja dzieci w Kuala Lumpur, od którego zaczynaliśmy podróż, była – nie oszukujmy się – trudna. Sami też odczuwaliśmy boleśnie wysokie temperatury, więc byliśmy pełni zrozumienia dla zachowań naszych dzieci. U Emilki na uciążliwości klimatyczne nałożył się też dodatkowo trudny okres, który ma nawet swoją nazwę w psychologii – bunt dwulatka. Jest to okres rozwojowy dziecka, w którym to we wszystkim jest ono na NIE. Napady złości, wściekłości i histerii były na porządku dziennym. Byliśmy jednak blisko i reagowaliśmy na bieżąco. Staraliśmy się umilić te pierwsze dni i podążać za jej potrzebami, które bardzo różniły się od naszych.
Na szczęście po kilku dniach Emilka uspokoiła się trochę i zaakceptowała nowy stan rzeczy, jakim jest podróż. Kajtuś z racji wieku był bezproblemowym synkiem, a jedyną związaną z nim zagwozdką był dla nas sposób jego noszenia. Chusta i nosidło wydawały się zabójstwem dla małego ciałka przy tak wysokich temperaturach. Najczęściej nosiliśmy go zatem na rękach. Sytuacja klimatyczna zmieniła się w Indonezji, na Bali i na Lombok, gdzie aura pogodowa była już dużo przyjemniejsza.
MF: Wróćmy na chwilę do wcześniejszych wyjazdów: czy podróżowanie w ciąży nie było dla Ciebie meczące?
NM: Obie moje ciąże przebiegały na szczęście bez żadnych komplikacji. Czułam się świetnie, byłam pełna sił i energii. Wiadomo, w czasie pierwszej ciąży byłam nieco bardziej zaaferowana swoim stanem, ale przy drugiej miałam już 1,5-roczną córeczkę, która poprzez swoją nieustanną aktywność nie pozwalała mi nawet na chwilę wytchnienia.
Do Namibii polecieliśmy, gdy byłam w 5 miesiącu ciąży z Kajtkiem. Czułam się świetnie, chociaż nie przewidziałam, jak szybko i nagle zacznie mi rosnąć brzuch. Wyjazd był bardzo przyjemny i wygodny, mimo że przez miesiąc zrobiliśmy prawie 10 tysięcy kilometrów i niemal każdej nocy spaliśmy pod namiotem. Dla wielu kobiet byłoby to pewnie nie do pomyślenia, ale to byłam ja – lubiąca przygody i podróże Natalia. Marzyłam, żeby pojechać do Namibii i moje marzenie się spełniło. Z Adamem i Emilką u boku obserwowaliśmy przepiękne zachody słońca, dziesiątki słoni i żyraf. Byłam szczęśliwa i spokojna, a wraz ze mną mały człowieczek w moim brzuchu.
MF: Czy jecie wszystko podczas podróży, czy są jakieś potrawy, których unikasz?
NM: Jedzenie jest jednym z powodów, dla których podróżujemy, a odkrywanie nowych smaków to uczta dla zmysłów, z której zawsze staramy się korzystać. Wyznacznikiem naszych wyborów kulinarnych są względy estetyczne i zapachowe. Osobiście nie jadłam jeszcze niczego obrzydliwego, bo najzwyczajniej w świecie nie miałabym w tym przyjemności. Baranie oka, larwy i nietoperze mijam więc z daleka, a w zamian rozkoszuję się świeżymi sokami, nowymi zaskakującymi połączeniami smakowymi i cudownymi, innymi niż u nas deserami. Gdy wyobrażam sobie takie bogactwo smaków, myślę od razu o Azji, w której można kulinarnie zwariować . Chociaż rozmaite sensacje żywieniowe zdarzają się podczas prawie każdej naszej podróżny, to zazwyczaj wystarczy kilka dni aklimatyzacji i wszystko znowu wraca do normy.
MF: Czego absolutnie należy się wystrzegać podczas wyjazdów z dziećmi?
NM: Miejsc niebezpiecznych, konfliktowych, w których istnieje zagrożenie życia, a także miejsc, w których występują zakaźne choroby. Wystrzegać należy się także wyznaczania sobie ambitnych i nierealnych planów. Nasze podróże z dziećmi wyglądają zupełnie inaczej niż backbackerskie wypady z czasów młodości, więc umiejętność spontanicznego zmieniania planów, elastyczność, cierpliwość i poczucie humoru to cechy bardzo pożądane, a właściwie niezbędne.
MF: Jak reagują ludzie innych kultur na Wasze dzieci?
NM: Nasze małe blond-słodziątka wzbudzają zazwyczaj zachwyt i zainteresowanie, ale oczywiście te emocje mają też swoje ciemne strony. W Birmie roczna Emilka w pewnym momencie miała już dosyć, i po prostu uciekała przed ludźmi, którzy celowali w nią komórkami, tabletami i aparatami niemal na każdym kroku. Zachwyceni nią Birmańczycy nie mieli umiaru, natomiast Emilka miała swoje granice, których my, jako rodzice, musieliśmy strzec.
Emilka widziała już w swoim krótkim życiu ludzi o wielu narodowościach i różnych kolorach skór, słyszała też wiele języków. Jesteśmy pewni, że fakt ten wpłynął na nią pozytywnie, jest otwarta do innych ludzi, ufna, umiejąca zadać pytanie. W kolejną podróż zabieramy świadomą, wygadaną i mądrą dziewczynkę, która zapewne nieraz nas zadziwi. Kajtuś póki co, zapowiada się podobnie. Starsza siostra jest jego idolką, dlatego jesteśmy pewni, że rozwojowo pójdzie w podobnym kierunku, co Emilka.
MF: Jesteś niezwykle odważną kobietą. Opowiedz nam, jaką wspaniałą przygodę miałaś w Malezji.
NM: Pomysł odwiedzenia Taman Negary (najstarszej dżungli świata) był oczywistą atrakcją na naszej trasie podczas zwiedzania Malezji. Z różnych źródeł dowiedzieliśmy się, jak wyglądają poszczególne trasy, jakie są opcje i co warto zrobić z dziećmi. Spacer na moście z lin rozpostartych między gigantycznymi drzewami na wysokości 25 metrów nad ziemią miał być główną atrakcją. No i był, choć muszę przyznać, że wolę rodzić dzieci, niż narażać się na przyjmowanie aż tak dużych dawek adrenaliny. To było niesamowite przeżycie, moje nogi drżały przez cały czas, robiłam małe wyważone, subtelne kroki, ale mosty i tak się kołysały. Kajtuś siedział sobie wtulony w nosidle i na szczęście spał. Przede mną żwawym krokiem szedł Adam z Emilką. Oni bawili się naprawdę świetnie, były śmiechy, gry słowne i przekomarzania. Do tego poruszali mostami tak mocno, że czułam to przy każdym kroku. Moja córka uwielbia takie atrakcje, razem z Adamem stworzeni są do przeżywania wysoko adrenalinowych wrażeń.
MF: Czy odważyłabyś się na taki krok ponownie?
NM: Spacer na linach w dżungli był przygodą, której nie zapomnę, ale czy poszłabym drugi raz? …chyba TAK 🙂
MF: W jaki sposób przemieszczacie się z dziećmi podczas podróży? Czy korzystacie z nosidełek lub chust?
NM: Sposób noszenia małych dzieci w podróży jest jednym najistotniejszych kwestii do ustalenia jeszcze przed wyjazdem. Nasze dzieci są raczej „chustowe” i „nosidełkowe” – nigdy nie korzystaliśmy z wózka, bo nie pasuje on do naszego trybu życia i aktywności. W chuście nosiliśmy nasze dzieci, kiedy nie umiały jeszcze siedzieć. Było z tym trochę komplikacji, ale w końcu osiągnęłam wysoki stopień zaawansowania w tej dziedzinie i śmiało mogę powiedzieć, że to najbezpieczniejszy i najwygodniejszy sposób noszenia niemowląt. Gdy dziecko rośnie, zmieniają się jego potrzeby i rozumienie tego, co jest wygodne. Na późniejszym etapie nosidła ergonomiczne są dużo łatwiejsze w obsłudze niż chusta, choć pełnią tę samą funkcję. Dziecko znajduje się blisko rodzica, co daje obojgu poczucie bezpieczeństwa i komfort. Nie wyobrażam sobie podróżowania bez nosideł. Nawet teraz, gdy Emilka waży 15 kilogramów i mierzy ponad metr długości, używamy nosidła w sytuacjach awaryjnych typu zmęczenie podczas długiego spaceru, lotnisko, czy śpiące dziecko wymagające transportu np. z auta. Nosidła dla dzieci posłużą nam jeszcze długi czas.
MF: Co sądzisz o podróżowaniu z dziećmi samochodem? Czy taka forma podróży jest wygodna dla całej rodziny?
NM: Transport dzieci to ważny aspekt wspólnego podróżowania, ale wygodny transport dla całej rodziny jest równie istotny. Próbowaliśmy wielu rozwiązań, ale na dzień dzisiejszy uważamy, że dla nas jednym sensowym sposobem przemieszczania z małymi dziećmi jest auto. Daje niesamowitą wygodę i wolność decydowania: gdzie chce się dojechać, jak długo zostać, kiedy zatrzymać. Cenimy sobie tę opcje i z niej korzystamy, bo zależy nam, żeby podróżowanie było przyjemne dla wszystkich.
Czasy autostopu i trampingowego stylu podróżowania mamy już za sobą, teraz bardziej cenimy sobie wygodę, bo z dziećmi zmienia się też pojęcie przygody.
MF: Czy zdarzało Wam się wypożyczać samochód?
NM: Tak. Na ostatnich wyjazdach często wypożyczaliśmy auta. Kosztowało nas to trochę pieniędzy, ale pozwoliło na refleksje nad tym, jak wyobrażamy sobie dalsze podróżowanie z dziećmi. W efekcie tych rozważań zdecydowaliśmy się na zakup kampera, który jest teraz naszym środkiem transportu i domem w jednym. Jesteśmy zachwyceni jego możliwościami – dzięki temu zakupowi otworzyła się przed nami zupełnie nowa jakość podróżowania. Każdy weekend możemy gdzieś pojechać i robić to, co kochamy najbardziej, a dzieci są zachwycone! Pod koniec wakacji wysyłamy naszego kampera do Urugwaju i na początku września rozpoczynamy podróż po Ameryce Południowej.
MF: Jaki kierunki polecasz szczególnie dla rodzin z dziećmi i dlaczego?
NM: Polecam przede wszystkim spędzanie czasu ze swoimi dziećmi. One to kochają, są najszczęśliwsze, gdy mają obok oboje rodziców od rana do wieczora. A czas razem można spędzać w naprawdę wielu miejscach – w parkach, na placach zabaw, na pikniku w lesie czy na wycieczce rowerowej. Dzieci potrzebują bliskości rodziców do prawidłowego rozwoju i swoją obecnością możemy dać im najwięcej. Decydując się na wspólne wakacje trzeba pamiętać o tej właśnie idei, bo inaczej wspólny wyjazd może okazać się wielkim rozczarowaniem. Na wyjazdach z dziećmi rodzice raczej nie odpoczywają. To niezwykle intensywny czas i kontakt, który wypełnia każda minutę wyjazdu. To też pot, łzy, czasem cierpienie, ale na końcu radość z bycia razem, wspólne wspomnienia i satysfakcja z przeżycia czegoś wyjątkowego. Dzieci tak krótko są małe, dlatego warto celebrować ten czas i się nim cieszyć.
Każdy rodzic powinien zastanowić się przed wyjazdem, w jaki sposób on sam tak naprawdę lubi spędzać wolny czas, następnie dostosować swoje potrzeby do aktualnej sytuacji życiowej (czytaj do ilości i wieku swoich dzieci) i dopiero potem zdecydować o formie i kierunku wyjazdu.
Dla jednych będą to wczasy nad morzem na zorganizowanym turnusie, dla innych górskie wędrówki, dla jeszcze innych wczasy all inclusive w Grecji czy w Hiszpanii. Są tez tacy rodzice jak my, którzy biorą dwa plecaki i dwa dzieciaki i ruszają w świat. Dla każdego drogą do szczęścia i relaksu jest inna. Należy postępować w zgodzie ze sobą, swoimi upodobaniami i charakterem.
MF: Czy podróże zmieniły coś w Waszym życiu? Czy dały Wam nowy bodziec do działania?
NM: Każda podróż rodzi pragnienie kolejnej – świat jest piękny, różnorodny i taki ciekawy!
Odkryliśmy nasz sposób na przeżywanie życia i jesteśmy szczęściarzami, że możemy go realizować wspólnie, czyli z ludźmi, których kochamy najbardziej.
„Każdy ma to, na co się odważy” – to zdanie dumnie wisi na naszej korkowej tablicy, ponieważ idealnie wpisuje się w naszą filozofię życia. Spoglądam na nie codziennie i upewniam się w swoich decyzjach, które przecież często podszyte są wątpliwościami i obawami. Jak sobie poradzimy finansowo podczas podróży? Co z naszym ukochanym, wynajmowanym mieszkaniem? Czy po powrocie znajdę pracę? Czy będzie stać nas na kolejne dzieci?
To pytania, które stawiam sobie codziennie, nie paraliżują jednak one moich marzeń, bo wiem, że najważniejsze jest działanie, aktywna postawa życiowa, odważne decyzje i optymizm.
Nie boimy się wyzwań, mamy siebie i bliskich nam ludzi. Z takim potencjałem można zdobywać świat!
Bardzo dziękuję za zaproszenie do rozmowy. Zapraszam też do odwiedzenia naszej strony www.jaknajdalej.pl oraz profilu na Facebooku: @jaknajdalejpl.
MF: Natalia, bardzo dziękuję za rozmowę i życzę kolejnych udanych wyjazdów i wspaniałych przygód 🙂